Misja emigracja cz. 2.

1010.th

Mijały dni, tygodnie a ja wciąż pozostawałem bez pracy. Co dzień rano obdzwaniałem wszystkie agencje, a tam nic… Zupełna cisza. Zaczynałem szczerze żałować że nie zostałem w tej firmie galwanizującej metale, bo zaczęło nam (mnie i trzeciemu koledze) brakować pieniędzy na kwaterunek i wyżywienie. Kolega, który pracował był tak samo spłukany jak my a do jego pierwszej wypłaty zostało jeszcze kilkanaście dni. Mimo że właścicielem wynajmowanego mieszkania był w zasadzie znajomy, to w perspektywie zaczęła nam grozić eksmisja na bruk. Mimo to nie ustawaliśmy w poszukiwaniu pracy – codziennie telefony do agencji i runda po okolicznych firmach (od sklepików po fabryki) z pytaniem czy nie potrzebują kogoś do pracy. I ciągle NIC!!

Powoli sytuacja zaczęła się robić depresyjna a my zaczęliśmy się załamywać. Ja wciąż wyrzucałem sobie że nie zatrzymałem pewnej pracy, a mój niepracujący kompan stracił całkowicie nadzieję i zaczął się powoli pakować w podróż powrotną. Na szczęście mieliśmy wykupione autobusowe bilety w obie strony więc z powrotem nie było problemu. Tylko wciąż zadawaliśmy sobie pytanie – do czego tu wracać?! Przecież w Starachowicach na pracę nie mamy szans, znając dobrze sytuację… Tym bardziej że żaden z nas nie miał ani żadnych znajomości ani układów, które mogłyby coś pomóc. W każdym razie pewnego posępnego poranka, zadzwonił telefon i poinformowano mnie, że potrzebują dwóch osób do pomocy przy przeprowadzce (praca na dwa dni) Oczywiście przyjęliśmy ofertę i na drugi dzień odebrał nas facet który zawiózł nas na miejsce. Praca całkiem dobra, nie ma co się rozpisywać – jak to przy przeprowadzce. Pierwszego dnia pracowaliśmy łącznie około 6 godzin. Drugiego pojechaliśmy z facetem do sklepu, załadowali nową pralkę na busa a potem wnieśliśmy ją do nowego domu. Tyle naszej pracy. Za dwa dni zapłacili nam, aż po 80 Funtów, a tak naprawdę zasłużyliśmy na 40 na głowę.

Niestety to była tylko dorywcza praca, a my potrzebowaliśmy czegoś na dłuższy czas. Za te pieniądze kupiliśmy jedzenie i dołożyliśmy się do mieszkania, za które w całości zapłacił, ten kolega który dostał już wypłatę. – Zapłacił za mieszkanie, kupił sobie bilet miesięczny na autobus i resztę wypłaty wysłał do Polski bo w Providencie miał prawie 40 000 zł długu! z powodu biedy w rodzinie i życia na kredyt by przeżyć. I znów wszyscy trzej zostaliśmy absolutnie bez kasy, ale przynajmniej z opłaconym dachem nad głową i fasolką w puszce w lodówce, która w zasadzie gwarantowała przeżycie.

Misja emigracja cz.1 – czytaj więcej.

Dodane: 13.11.09 | Odsłony: 4473 | komentarze (3)

Komentarze użytkowników

Ultrax | 2009-11-13 11:59:26 napisał(a):

""bo w Providencie miał prawie 40 000 zł długu!""
szybkie pożyczki już niejednego wykończyły i jeszcze nie jednego wykończą :(

atma | 2009-11-13 13:31:29 napisał(a):

bardzo ciekawa historia. pozdrawiam autora

Maciek | 2009-11-13 16:05:33 napisał(a):

Dziękuje za czytanie. Pozdrawiam wszystkich

Skomentuj!
Aby dodać komentarz należy potwierdzić akceptację regulaminu
portalu www.starachowice-net.pl, klikając w kwadrat.
Wydawca portalu nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.
System rejestruje adresy IP. Nadużycia związane z treścią
komentarzy można zgłaszać na: kontakt@starachowice-net.pl




Ostatnie komentarze w serwisie