Misja emigracja cz. 3.

1034.th

Potem przez kilka dni znowu była cisza we wszystkich agencjach. W końcu po jakimś tygodniu zadzwonili z jednej mówiąc, że potrzebują jedną osobę do jakiejś piekarni. Zdecydowaliśmy, że pójdę ja, bo jak wcześniej mówiłem mój amigo nic nie kumał z angielskiego. Okazało się, że ta robota, to w ciastkarni jakieś 20 min. autobusem od naszego mieszkania. W samej pracy chodziło o to żeby całą zmianę wrzucać jakieś placki do maszyny, która cięła je na porcje. Dalej szły do pakowania i do rozwózki po sklepach dla tesco ;). Robota monotonna i nudna ale ogólnie ok. Pracowałem tam dwa tygodnie dopóki nie przewróciłem wózka z tymi plackami, 180 sztuk czyli jakieś 700 gotowych porcji poszło do kosza… To znaczy zebrali to potem z tej podłogi i dali jako posypkę do keksa… Ale to już inna bajka.

W każdym razie więcej już tam nie poszedłem z własnej woli, bo wiedziałem, że mogę iść do pracy w magazynie (dzień wcześniej dzwonili do mnie z agencji w tej sprawie). Niestety i tym razem potrzebowali osoby znającej język, więc poszedłem ja sam . Mój niepracujący kolega zaczął się załamywać. Wiedział, że jak tak dalej pójdzie, to będzie musiał wracać do Polski.

Praca na magazynie, o której mówię była dość ciężka, ale chwaliłem ją sobie. Polegała na sortowaniu pojemników z ubraniami (30kg ). Chodziło o przekładaniu ich z całej kupy w której je składowano na odpowiednie - oznaczone miejsca na magazynie. Ten magazyn w którym pracowałem należał do firmy odzieżowej NEXT – bardzo znana marka w Anglii… Szczerze ubrania dość pospolite, a za to bardzo drogie. Np. zwykłe jeansy średnio 40 funtów a nie warte były nawet i dziesięciu. W każdym razie robota dobra, ale miałem do niej bardzo daleko.( godzinę w jedną stronę ) Ludzie z którymi pracowałem pracowali na zmienne zmiany tzn. tydzień na pierwszą i tydzień na drugą. Tak jest zresztą we wszystkich zakładach… Chyba, że ktoś pracuje na nocki albo od 8:00 do 16:00. Te rotacyjne zmiany nie bardzo mi odpowiadały w związku z rozkładem jazdy autobusów, postanowiłem więc pójść do kierowniczki i spytać czy może dałoby się to jakoś załatwić, bo mam trudności z dojazdem. O dziwo powiedziała, żebym sobie wybrał dogodne godziny pracy… Byłem trochę w szoku, bo pracowałem zaledwie kilka dni a tak mi poszli na rękę. Po ustaleniach zaczynałem o 11.00 a kończyłem, o 19.30… Pół godziny doliczali za przerwę obiadową. (te dodatkowe pół godziny to też w zasadzie norma w innych zakładach). Po około trzech tygodniach w magazynie zadzwonili do mnie z innego magazynu, w którym pytaliśmy o pracę po samym przyjeździe. Poinformowano mnie, że zaczyna się sezon i potrzebują ludzi do pracy, oczywiście spytałem o mojego niepracującego kolegę – czy też ma szansę na robotę i powiedzieli, że bez problemu jemu też znajdą jakieś zajęcie niewymagające znajomości języka. Byłem bardzo zadowolony, na następny dzień umówiłem się na spotkanie w tym magazynie. Płaca ta sama i podejrzewałem, że praca podobna, ale ten nowy magazyn mieścił się zaledwie pół godziny od naszego mieszkania. Będąc pewien, że mam pracę bez wahania, z dnia na dzień rzuciłem robotę w NEXTcie. Mojemu koledze powiedziałem, że jest duża szansa na prace dla niego i jutro idziemy na spotkanie, na to mój ziomek, że on już dzwonił do biura podróży i za trzy dni wraca do Polski bo już nie chce czekać na prace i być na naszym utrzymaniu. Wpadłem w szał, bo wszędzie świeciłem za niego oczami – w każdej agencji, w urzędach jak załatwiałem mu ubezpieczenie itd. a on nagle postanawia wyjechać!!?? … a myślę sobie – rób se co chcesz ja cię zatrzymywał nie będę. Mój drugi kumpel też nie był zachwycony tą wiadomością, ponieważ wszystkie opłaty teraz miałyby spoczywać tylko na nas dwóch a już była szansa, że i trzeci z nas zacznie zarabiać.

Na drugi dzień poszedłem sam do nowej pracy, a kolega powoli zawijał się do wyjazdu z powrotem do Polski. CDN.

Misja emigracja cz. 1 (przyp. Redakcja)

Misja emigracja cz. 2 (przyp. Redakcja)

Dodane: 20.11.09 | Odsłony: 4563 | komentarze (5)

Komentarze użytkowników

qba | 2009-11-20 09:29:06 napisał(a):

ciekawie z tą posypką z podłogi ;). Pozdro !!

atma | 2009-11-20 12:30:29 napisał(a):

czytam z zainteresowaniem :)

varatron | 2009-11-20 15:10:57 napisał(a):

hehe nic się nie marnuje - prawie tak ja u nas ;)

GARONT | 2009-11-20 18:22:57 napisał(a):

a dawali wam do domu jakieś wyroby z tej ciastkarni bo w polsce to czasami prywaciarz coś rzuci do podziału.

Maciek | 2009-11-20 21:00:10 napisał(a):

-> Garont... Dawali. Codzień po pracy zostawiali takie wielkie pudłu które było pełne tych różnych ciast co tam robili i każdy mógł sobie zabrać ile mu się podoba. Ale to nie była ciastkarnia jakie są u nas. To była bardziej fabryka wyspecjalizowana w "masówce"...
Dzięki za zainteresowanie. Pozdrawiam :)

Skomentuj!
Aby dodać komentarz należy potwierdzić akceptację regulaminu
portalu www.starachowice-net.pl, klikając w kwadrat.
Wydawca portalu nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.
System rejestruje adresy IP. Nadużycia związane z treścią
komentarzy można zgłaszać na: kontakt@starachowice-net.pl




Ostatnie komentarze w serwisie